Indonezja

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Dzień 3: Bukkit Lawang → Tuk Tuk

31.03.2009

W nocy cały czas wydawało mi się, że pada deszcz. Na szczęście okazało się, że to dźwięk wiatraka i poranek przywitał nas bardzo pogodny. Przed 7 wyruszyłyśmy na stację autobusową. Szłyśmy inną drogą, niż wczoraj - asfaltową szosą wiodącą przez całe miasto, które okazało się całkiem rozległe. Mijali nas ludzie na motorach a także małe busiki, zapchane dziećmi jadącymi do szkoły. Uczniowie ubranymi byli w jasne mundurki; dziewczynki siedziały na ławkach, chłopcy na dachu pojazdu.


Dworzec autobusowy

Autobus do Medanu odjechał 7.30. Za bilety zapłaciłyśmy tym razem 13 tys. od osoby, ale nie wiem, czy biletowy nie pomylił się przy wydawaniu reszty. Po drodze wszyscy mężczyźni palili jak smoki. Ten wszechobecny dym w środkach komunikacji zaczyna mnie męczyć.

Do Medanu dotarłyśmy przed 11. Wysadzono nas przed dworcem, prosto w ramiona właściciela bajaja. Za 30 tys. rupii jegomość ów miał nas zawieźć na południowy terminal autobusowy Ampla, położny 11 kilometrów na południe od centrum. Jechaliśmy obrzeżami miasta, unikając najgorszego ścisku, ale i tak podróż zajęła nam 40 minut. Kierowca wydawał się zachwycony faktem, że nas wiezie, ciągle do nas zagadywał, zaśmiewał się radośnie, zaś na światłach gawędził z innymi użytkownikami drogi i chyba opowiadał o nas. Wreszcie kupił krojone kawałki trzciny cukrowej, żebyśmy mogły spróbować lokalnego przysmaku. Trzcina okazała się słodka, z początku soczysta, po przeżuciu zostawało z niej jednak bezsmakowe włókno.


Medan

Na Ampla, ledwo wysiadłyśmy z bajaja, od razu pojawili się przy nas panowie w eleganckich, błękitnych koszulach obsługi dworca i zaprowadzili do autobusu jadącego do Parapatu. Kosztował jedynie 22 tys. rupii i odjechał w samo południe.

Nie trzeba dodawać, że byłyśmy jedynymi białymi pasażerami. Mieszkańcy Sumatry są jednak bardzo przyjaźni, najwyraźniej lubią turystów i chętnie zawierają z nimi znajomości, nawet jeśli niezbyt dobrze mówią po angielsku. Siedzący obok mniej pan zapragnął zapoznać mnie z miejscowymi roślinami hodowlanymi i co chwila pokazywał coś za oknem. Widziałam więc "rubber tree", "oil palm", "rubber factory". W okolicach jeziora Toba przejeżdżaliśmy przez las wysokich, smukłych drzew, które kojarzyły się bardziej z Europą niż Sumatrą. Zaś samo jezioro Toba, które nagle wyłoniło się po prawej stronie, stanowiło niezwykle urokliwy widok.


Parapat

W Parapacie byłyśmy o 16.30. Wysadzono nas przed maleńkim portem promów, pływających na wyspę Samosir. Zaraz podszedł do nas miejscowy chłopak i zaoferował się pokazać nam tani hotelik w Tuk Tuku. Potem zaprowadził nas do agencji turystycznej znajomego, w której mogłyśmy wymienić pieniądze. Kurs jednak był tu kiepski a ceny biletów autobusowych dość wysokie, poszłyśmy więc gdzie indziej. Nie szukałyśmy długo. Wzdłuż głównej drogi miasteczka znajdowały się jeszcze trzy agencje. Najbardziej spodobała nam się ostatnia, w której wymieniłam 50 dolarów po kursie 11 tysięcy oraz kupiłyśmy bilety na jutrzejszy nocny autobus do Bukittinggi (180 tysięcy). Miałyśmy wyjechać o 21, co dawało nam cały dzień na zwiedzanie wyspy Samosir. W oczekiwaniu na prom zaopatrzyłyśmy się w ananasa i sporą kiść bananów (10 tys.).

Prom, kosztujący jedynie 7 tys. rupii, odpłynął o 18, a w Tuk Tuku byłyśmy niecałą godzinę później. Nasz znajomy zaprowadził nas do "Christina Guest House", położonego dość daleko od centrum miasteczka. Po ciemku wydawało się, że w Tuk Tuku nie ma nic oprócz hoteli (niektóre sprawiały wrażenie bardzo ekskluzywnych), było tu jednak spokojnie i urokliwie. Nasz pokój (45 tys. na trzy osoby) mieścił się w drewnianej chacie, a wchodziło się doń przez drzwiczki wysokości jednego metra. W środku był jednak przestronny, z trzema łóżkami i insektami przebiegającymi niekiedy po podłodze i niknącymi w szparach między klepkami.


Prom na wyspę Samosir

Zgłodniałe, pognałyśmy do hotelowej knajpki, ale na jedzenie przyszło nam dość długo poczekać. Ciekawostką jest fakt, że 99% mieszkańców Tuk Tuka to chrześcijanie, co czyni zeń prawdziwą osobliwość na muzułmańskiej Sumatrze.

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Copyright © 2009 - 2013 Kamila Kowalska