Indonezja

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Dzień 4: Tuk Tuk → Parapat

01.04.2009

Wstałyśmy o 7.30. Słońce stało już wysoko na bezchmurnym niebie i nawet o tej porze było bardzo gorąco. Na śniadanie zjadłam spory naleśnik z bananami i wiórkami kokosowymi (9 tys.) z herbatą (1.5 tys). Po posiłku wypożyczyłyśmy rowery (30 tys. za dzień), które przyprowadzili nam młodzieńcy z hotelu.


Nasz hotel

Postanowiłyśmy pojechać do odległej o kilkanaście kilometrów wioski Simanindo. Trasa okazała się nadzwyczaj przyjemna, zaś kilka podjazdów nie stanowiło specjalnego wyzwania. Na miejsce dojechałyśmy w półtorej godziny, idealnie na 10.30, kiedy to rozpoczynał się pokaz tańców plemienia Batak (wstęp 30 tys.). To jedna z największych atrakcji wyspy i ściąga wielu turystów. Po raz pierwszy widziałyśmy na Sumatrze aż tylu białych! Tańce nie były zbyt pasjonujące, zwłaszcza, że sami tancerze sprawiali wrażenie śmiertelnie znudzonych tym, co robili.


Tańce ludu Batak

W południe wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Żar lał się z nieba, ale i tak jechało nam się szybciej niż rano i już o 13 byłyśmy w Ambarita, jakiś kilometr od Tuk Tuka. Można tu obejrzeć zabytkowe kamienne krzesła, na których w dawnych czasach obradowali włodarze wioski Obok łączki z krzesłami znajdował się bazar pamiątkarski. Nie zamierzałam nic kupować na tak wczesnym etapie wyprawy, lecz jedna z masek była tak oryginalna, że z miejsca mi się spodobała. Niestety, nie należała do najmniejszych i zajęła mi jedną trzecią plecaka. Po targowaniu zapłaciłam za nią 110 tys. (cena wyjściowa: 400 tys.).

Następnie pojechałyśmy do pobliskiego miasteczka Tomok. Główną atrakcją turystyczną jest tu grób króla Sidabutara - nic ciekawego, ale wejść można za darmo.

Do Tuk Tuka wróciłyśmy o 15.30. Dobrze, że nie musiałyśmy zwalniać pokoju w południe, bo kąpiel po tak upalnym dniu była nieodzowna. Potem zjadłyśmy pysznego, słodkiego ananasa i obiad - makaron z warzywami (11 tys.). Po długich negocjacjach z chłopakami z hotelu (łącznie ze stwierdzeniem, że idziemy pieszo), udało nam się ustalić cenę przewozu nas i bagaży na prom do Tomok na 10 tys. rupii od osoby. Załadowałyśmy się więc na trzy motory i ruszyliśmy. W porcie byliśmy o 17.30 i w ostatniej chwili wbiegłyśmy na odpływający prom.


Wyspa Samosir

Pół godziny później wysiadłyśmy w Parapacie. Pan z agencji, w której kupowałyśmy bilety, czekał na nas w porcie i zaprowadził do biura, gdzie zostawiłyśmy plecaki. Musiałyśmy jakoś zabić czas do odjazdu autobusu. Do 19 snułyśmy się po mieście, potem zasiadłyśmy w knajpie i zjadłyśmy drugi w dniu dzisiejszym obiad. Zapchałam się makaronem (8 tys.) z colą (7 tys.), trochę nierozsądnie w obliczu tak długiej jazdy po - według przewodnika - dość kiepskiej drodze. O 19.45 byłyśmy z powrotem w agencji, gdzie dostałyśmy bilety, a w kwadrans później pojawił się opłacony z góry busik i zawiózł nas na oddalony od centrum dworzec autobusowy.

Na nasz pojazd czekałyśmy do 21.25. Kiedy przyjechał, okazało się, że w luku bagażowym nie ma miejsca i musimy ustawić plecaki w przejściu między siedzeniami. Na szczęście nikomu to nie przeszkadzało. Nasze pojawienie się wzbudziło jak zwykle wielkie zainteresowanie - jechali z nami sami Indonezyjczycy. Wszystkie kobiety miały na głowach w chustki.

Autobus nie należał do wygodnych: miejsca na nogi było niewiele, a fotel prawie się nie rozkładał. Zaś prawdziwą tragedią okazała się szosa.

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Copyright © 2009 - 2013 Kamila Kowalska