Bałkany

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Dzień 3: Dubrownik → Kotor → Budva

14.07.2008

Na śniadaniu zjawiłam się o 8, a o 8.30 opuściłam hotel i poszłam na dworzec autobusowy. Dotarłam tam na 9 i w pół godziny później miałam autobus do Herzeg Novi, czyli przygranicznego miasta w Czarnogórze (59 kun, plus zwyczajowe 7 kun za bagaż). Na miejsce dojechaliśmy o 11. Przekraczanie granicy okazało się czystą formalność, na polski paszport celnik ledwo raczył spojrzeć i od niechcenia wbić pieczątkę.


Kotor, Stari Grad

Nie zamierzałam zostawać w Herzeg Novi, więc od razu wsiadłam w autobus do Kotoru (3 euro + 0.5 za bagaż), gdzie dotarłam na 12.20. Oddałam plecak do przechowalni na stacji (2 euro) i poszłam na Stare Miasto. Bardzo mi się spodobało, tyle że jak na mój gust za dużo w nim było turystów. Jak większość starych miast w tej części wybrzeża, Kotor ma charakter warowny, czyli zbudowany jest na wciśniętym między Fjord Kotorski i rzekę Skurda cyplu i otoczony grubymi murami. Tylna część miasta przylega do stromych ścian pasma górskiego, które wyrasta niemal prosto z morza.

Za 2 euro można wspiąć się do położonych nad Starim Gradem ruin dawnych fortyfikacji. Droga pod górę okazała się długa i dość męcząca, zwłaszcza, że pogoda była dziwna: raz się chmurzyło, raz wglądało słońce, raz zmoczył mnie nawet gwałtowny deszcz. Generalnie jednak było bardzo upalnie i to właśnie najbardziej dało mi się we znaki, gdyż miałam za mało wody. Jakoś jednak dotarłam na szczyt i mogłam kontemplować piękne widoki na Fjord Kotorski. Wracając na dół nie mogłam myśleć o niczym innym prócz chęci ugaszenia pragnienie. Myślałam, że będę musiała iść do supermarketu, kiedy jednak zobaczyłam ludzi pijących bez obaw wodę z fontanny, uznałam, że widocznie jest czysta (pewnie z gór) i przypadłam do niej jak krowa do wodopoju.


Fjord Kotorski

Ugasiwszy pierwsze poszłam nad fiord, do miłego parku nieopodal murów Starego Miasta. I gdy tak sobie siedziałam, nagle zaczęły się dziać ciekawe rzeczy. Roztrąbiły się klaksony, na ulice wylegli ludzie z czerwonymi flagami Czarnogóry, obwieszone flagami samochody i motory zaczęły krążyć po ulicach - słowem, wszyscy się z jakiegoś powodu strasznie cieszyli. Domyśliłam się, że pewnie Czarnogóra odniosła jakiś sukces sportowy - i rzeczywiście, dziewczyna z kasy na stacji autobusowej wyjaśniła mi, że jej rodacy zdobyli mistrzostwo Europy w piłce wodnej.

Autobus do Budvy kosztował aż 3,5 euro (plus 1 Euro za bagaż), co było już naprawdę wielkim zdzierstwem, gdyż jechaliśmy niewiele ponad pół godziny. Tym razem droga wiodła już nie wybrzeżem, a w poprzek lądu.

W Budvie zdecydowałam się na nocleg na kwaterze, gdyż jedyny kamping znajdował się kilka kilometrów poza miastem. Okazało się jednak, że znalezienie "sobe" też nie jest sprawą łatwą, gdyż wynajmujący nie mieli pojedynczych pokoi, a z wynajęciem łóżka w wieloosobowym jakoś się nie kwapili. Na szczęście w jednym z kolejnym domów miła starsza właścicielka (pani Maria) przyjęła mnie bez chwili wahania, za 15 Euro za noc. Rozmawiałam z nią po polsko-serbsku i jakoś udawało nam się dogadać. Na szczęście jej córka, Dragana, mówiła po angielsku. Od niej dowiedziałam się, że istniejące jeszcze rok temu kampingi zostały zlikwidowane i na ich miejscu budowane są domy i hotele.


Budva, Stari Grad

Jak miło było wykąpać się po tak długim i upalnym dniu! Wieczorem, odświeżona, poszłam do miasta. O ile starówka wydała mi się ładna i sympatyczna, to już nadmorska promenada zalatywała czystą komercją i zwyczajnym kurortem. Pełno tam było turystów z całej Europy, w tym dużo Rosjan i Polaków. Ceny znowu jak z kosmosu, chyba nawet wyższe niż w Dubrowniku, co jeszcze wczoraj wydawało się niemożliwe.

Zdecydowałam, że zostanę w Budvie na dwie noce a jutrzejszy dzień przeznaczę na plażowanie.

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Copyright © 2009 - 2013 Kamila Kowalska