Bałkany

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Dzień 4: Budva, Sveti Stefan

15.07.2008

Wstałam o 8.30. Pani Maria zaprosiła mnie na poranną kawę. Okazało się, że mogłyśmy się całkiem dobrze porozumieć, mówiąc każda w swoim języku. Mam wrażenie, że gdyby posiedzieć na Bałkanach przez miesiąc, to można by się nauczyć języka niemal samoistnie, po prostu rozmawiając z ludźmi.


Sveti Stefan

Po 9 pojechałam busem do miasteczka Sveti Stefan (15 minut, 1.5 Euro). Naprawdę warto wyrwać się tam z gwarnej Budvy - nie tylko dla widoku malowniczo położonego na cyplu Starego Miasta (wykupionego nota bene przez Saudyjczyków i zamkniętego dla turystów), ale i dla plaży - dużo ładniejszej i nie tak zatłoczonej jak ta w sąsiednim kurorcie. Plaża miejska, czyli taka dostępna dla ogółu turystów (w przeciwieństwie do plaż hotelowych, wejścia na które strzegli panowie w śnieżno-białych koszulkach) składała się malutkich kamyczków, ale nawet nie przeszkadzało to specjalnie w leżeniu. A jak cudowna była woda! Spędziłam tam prawie cztery godziny, na przemian smażąc się na słońcu i pluskając w turkusowo-zielonych odmętach. Żałowałam tylko, że nie mam maski do nurkowania, bo warunki do podwodnego pływania były wymarzone.

Do Budvy wróciłam na 4.30. Odświeżyłam się, odsapnęłam i poszłam (z niejakim trudem, bo zrobiły mi się bąble na stopach) na miasto. Po drodze zahaczyłam o dworzec autobusowy i kupiłam na jutro rano (8.15) bilet do Niksića (jedynie 8.5 Euro). Następnie robiłam zdjęcia w Starim Gradzie. Przy takiej pogodzie zdecydowanie najlepsze warunki do fotografowania są rano (tak do 11) i po południu (od 16). W ciągu dnia słońce jest na to zbyt jasne.


Budva, Stari Grad

Za 2 Euro zjadłam naleśnik z bitą śmietaną i strasznie się nim napchałam. Tyle samo kosztowało mnie pół godziny Internetu (oczywiste zdzierstwo, ale namiotowa kafejka przy deptaku była jedyną, jaką udało mi się znaleźć). Stanowczo w takich miejscach trzeba żywić się w supermarkecie, bo tylko tam ceny są normalne. I tak na przykład 1.5 litra wody mineralnej Kniaz Milos kosztuje 0.8 Euro. Swoją drogą, smaczne są te ichnie wody gazowane: mają lekko słonawy posmak i doskonale gaszą pragnienie przy upale.

Wieczorem przespacerowałam się jeszcze raz po mieście. Nagle zerwał się strasznie silny wiatr, wzbijając tumany kurzu i szarpiąc wszystkim dokoła. A kiedy wróciłam do domu, słyszałam za oknem niemal huraganowe wizgi.

Poprzedni dzień

Informacje praktyczne

Następny dzień

Copyright © 2009 - 2013 Kamila Kowalska