U wrót Amazonii



Autobus wolno zjeżdżał serpentynami w dół wąskiej, piaszczystej drogi. Z jednej strony wznosiła się nad nią pionowa ściana, z drugiej ziała zielona przepaść. Droga La-Paz - Rurrenbaque ma złą sławę. Średnio co dziesięć dni dochodzi tu to wypadków. W wielu miejscach na zielonych zboczach widnieją gołe wyrwy, u krańca których można jeszcze dostrzec szczątki rozbitych pojazdów. Co roku "droga śmierci" pochłania około stu ofiar.

Po dwudziestu godzinach jazdy, zmęczone i pokryte kurzem, wysiadłyśmy w położonym 700 m.n.p.m. Rurrenbaque. Powitał nas prawie tropikalny upał - miła odmiana po andyjskich chłodach.


Rurrenbaque

Następnego dnia wyruszyłyśmy z Miguelem i Jorge, przewodnikami z agencji turystycznej "Jaguar", na wyprawę do Parku Narodowego Madidi. Zaczęło się od dwugodzinnego spływu rzeką Beni, która kilkaset kilometrów na północ stąd wpada do Mamore, ta do Madeira, a ta do królowej rzek, Amazonki. Nawigacja małym czółnem, wyposażonym w często zacinający się silnik, nie była rzeczą łatwą i często w miejscach, gdzie nurt był wyjątkowo silny, Miguel musiał wskakiwać do sięgającej pasa wody i popychać łódkę.

Po przerwie na posiłek wyruszyliśmy do dżungli. Zanim doszliśmy do wydeptanej ścieżki, Miguel musiał przez kilka minut przerąbywać drogę maczetą. W trakcie wędrówki Jorge opowiadał nam o rosnących w tych dzikich ostępach roślinach. Wiele z nich ma właściwości lecznicze. I tak na przykład biała jak mleko żywica ogromnego drzewa bibosi jest pomocna przy zatruciach amebą i innymi pasożytami. Z kolei czerwona żywica sangre del toro to doskonały środek na wszelkiego rodzaju ukąszenia, rany i zadrapania. Inną rośliną leczniczą była anestesia, malutki krzaczek, którego liście wykazują działanie znieczulające i usypiające. Przegryzione mają cierpki i kwaśny smak. W razie ukąszenia jadowitego węża można natrzeć ranę listkami anestesii i dopiero po takim naturalnym znieczuleniu przecinać skórę i wysysać jad. Jeśli natomiast w dżungli zaatakują nas komary, należy poszukać wysokiego i potężnego drzewa ajo-ajo, którego kora ma smak i zapach czosnku i doskonale odstrasza owady. Na zakończenie Jorge pokazał nam drzewo, z którego żywicy robiona jest zabójcza currara. Niegdyś była ona używana przez Indian do polowań. Mięso tak uśmierconego zwierza było jadalne, gdyż trucizna krążyła tylko we krwi. Ostatnio jednak polowanie z currarą zostało zabronione.


Rzeka Beni

Po południu popłynęliśmy do siedziby czerwono-niebieskich papug z gatunku parabo. Żyją one w norkach, wygrzebanych w ścianie piaszczystej hałdy. Aby wejść na szczyt i podglądać ptaki z góry, musieliśmy wspiąć się stromym żlebem przy pomocy zawieszonych tam w tym celu lian. Papug nie było wiele, lecz te, które się pojawiły, widziałyśmy naprawdę z bliska. Ze wzgórza zaś roztaczał się wspaniały widok na meandry rzeki Beni.

O zachodzie słońca wróciliśmy do Rurre. Wyprawa do dżungli była wspaniała. Za to kolejne dwa dni miałyśmy znów spędzić w autobusie, w drodze do położonego na południu kraju Uyuni.

Copyright © 2009 - 2013 Kamila Kowalska