Na równiku



Samolot kolumbijskiej linii Avianca wylądował elegancko na płycie quiteńskiego lotniska. Po dwóch dniach przesiadek i koczowania w różnych portach lotniczych, byłyśmy wreszcie u celu.

Quito jest miastem wielkich kontrastów. Obok czystego i zadbanego centrum są tu brudne i śmierdzące dzielnice biedoty, do których lepiej nie zapuszczać się nawet w dzień. Kiedy nieświadome zagrożenia weszłyśmy na obrzeża jednej z nich, zaniepokojeni przechodnie szybko wyprowadzili nas na bezpieczną, główna ulicę.


Quito, Plaza de Armas

Stolica Ekwadoru leży zaledwie kilka kilometrów na południe od równika, do którego można bez trudu dojechać lokalnym autobusem. Po pół godzinie jazdy przez zatłoczone miasto i jego rozległe przedmieścia dotarłyśmy do kompleksu Mitad del Mundo. Na środku placu wznosi się tu monument symbolizujący środek świata, zaś na wschód i na zachód od niego biegnie żółta linia, dzieląca glob ziemski na dwie półkule. I choć w Muzeum Kultu Słonecznego można się dowiedzieć, że prawdziwy równik znajduje się 300 metrów dalej, nikogo to nie zniechęca i każdy turysta uważa za swój obowiązek zrobienie sobie zdjęcia na magicznej, żółtej linii.

Oprócz wzniosłych przeżyć, związanych z przekraczaniem równika, kompleks Mitad del Mundo oferuje gościom mnóstwo wszelkiego rodzaju pamiątek, od koszulek z obowiązkowym napisem "Equator" po albumy i pięknie ilustrowane książki o geografii i historii kraju.


Ja na równiku

Opuściłyśmy śpiesznie równik, gdyż dalsze przebywanie w jego okolicy mogło poważnie zagrozić naszym finansom, a był to przecież dopiero początek wyprawy. Następnego dnia miałyśmy wyruszyć w długą drogę do królestwa Inków.

Copyright © 2009 - 2013 Kamila Kowalska