Biała pustynia



- Już nigdy więcej nie będę narzekała na upały - obiecałam sobie solennie i zaszczękałam zębami. Skuliłam się jeszcze bardziej i naciągnęłam kaptur na twarz. - Ciekawe, czy ktoś odmroził sobie kiedyś palce w autobusie - pomyślałam, próbując rozgrzać stopy.

Nocny autobus z La-Paz do Uyuni mknął na południe przez bezdroża boliwijskiego Altiplano. Na bezchmurnym niebie pyszniły się miriady gwiazd. Urzeczona widokiem, przykleiłam nos do szyby, lecz zaraz cofnęłam się i opatuliłam szczelniej kurtką. Od okna ciągnął lodowaty powiew.

O 5-ej rano dotarłyśmy do Uyuni. Jest to małe, zagubione pośród pustynnego pustkowia miasteczko, jednak pobliski Salar de Uyuni ściąga tu przez okrągły rok tak wielu obieżyświatów, że rozwinęło ono bardzo dobrą infrastrukturę turystyczną. Bez trudu znalazłyśmy więc tani hotelik i choć w pokoju było zimno jak w psiarni, resztę nocy przespałyśmy spokojnie pod trzema warstwami grubych koców. Zaś rano, wypoczęte i pełne nowych sił, udałyśmy się na poszukiwanie agencji turystycznej organizującej wyjazdy na "białą pustynię".


Salar de Uyuni

Salar de Uyuni jest największym na świecie solnym płaskowyżem, położonym na wysokości 3653 m.n.p.m. Tereny te były niegdyś częścią wielkiego słonego jeziora, Lago Minchin, które pokrywało większą część południowo-zachodniej Boliwii. Kiedy wyschło, zostało po nim jezioro Lago Popo oraz kilka słonych płaskowyżów, jak właśnie Salar de Uyuni.

Jeep agencji turystycznej Euro Tours zatrzymał się pośród ustawionych w równych rzędach małych, solnych kopców, między którymi krążyło kilkunastu turystów. Co bardziej zdecydowani wdrapywali się na solne pagórki i przybierali tam najdziwniejsze pozy, ku uciesze fotografujących ich towarzyszy. Oczywiście, nie mogłyśmy być gorsze. Stojąc dumnie na szczycie wysokiego na metr kopca rozejrzałam się dokoła. Na północy i zachodzie, jak okiem sięgnąć, ciągnęła się biała pustynia. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że wszystko przysypane jest śniegiem, tym bardziej, że i temperatura była iście zimowa. Światło słoneczne, już i tak bardzo jaskrawe z powodu wysokości, odbite od białej, solnej skorupy było tak oślepiające, że nie mogłam wytrzymać bez okularów.

Kolejną ciekawostką Salar de Uyuni były dwa małe hotele, całkowicie zbudowane z soli, z której zrobiono także całe wyposażenie pokojów, łącznie z łóżkami, krzesłami, fotelami oraz stołami. Niestety, od kilku lat hotele są zamknięte dla turystów.


Kaktusy na Isla del Pescado

Po kolejnych czterdziestu minutach jazdy przez białe pustkowie dotarliśmy na skalistą "wyspę w morzu soli", Isla del Pescado. W przeszłości była ona prawdziwą wyspą na prehistorycznym słonym jeziorze Minchin. Dziś porasta ją prawdziwy gaj wysokich, smukłych kaktusów.

Do Uyuni wracaliśmy o zachodzie słońca. Czerwono-złote płomienie odbijały się w słonej tafli jak w wielkim zwierciadle.

Copyright © 2009 - 2013 Kamila Kowalska